Chodzenie do teatru nie musi być nudne nawet, jeśli ktoś jest takim kulturalnym barbarzyńcą, jak ja. Ważne jest tylko wybranie się na przedstawienie w odpowiednim towarzystwie i na taki spektakl, który może zainteresować.
W moim przypadku była to „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej i rzeczywiście, sztuka nie starzeje się nawet pomimo upływu kolejnych dziesięcioleci. Premiera sztuki miała miejsce w 1906 roku, więc spektakl, który przypadł mi w udziale, wystawiany w jej sto dziesiątą rocznicę, nie przenosił akcji w czasy nam współczesne. Jeśli wierzyć programowi, wszystko rozgrywało się tak samo, jak w czasie krakowskiej premiery, ale wcale nie było to uciążliwe.
Nie zestarzał się ani problem nieślubnego dziecka jako owocu zakazanego związku, ani lęk o to, co ludzie powiedzą, jeśli naszych problemów nie zamieciemy jak najszybciej pod dywan. Bawiłam się naprawdę dobrze, a pozostali widzowie bawili się razem ze mną. I tylko czasem łapałam się na gorzkiej refleksji, że to nie jest wcale komedia tylko dramat.